Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

 

   Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii w celu dostosowania naszego serwisu do indywidualnych potrzeb czytelników. Mogą też stosować je współpracujące z nami firmy. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies.

 

   Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej  Polityce prywatności.

 

Putin palnął kiedyś, że administracja powinna być blisko społeczeństwa, na odległość „wyciągniętej ręki”. Politkowska skomentowała to wówczas słowami: Nie daj Boże takiej ręki! Zadusi. Otruje. I jeszcze ciała nie odda. Ciekawe co napisałaby o Smoleńsku? Dedykuję poniższy wpis Gérardowi Depardieu, Brigitte Bardot i innym miłośnikom „wielkiej rosyjskiej demokracji” – także tym tubylczym. Dziennik Anny Politkowskiej to wnikliwa dokumentacja prawdziwego oblicza rosyjskiej oligarchii i opis ustroju jaki nomenklatura KGB stworzyła w Rosji po upadku komunizmu.

     Minął kolejny rok. Przed nami nowa tabula rasa do zapisania, która jednak, gdy tylko zaczyna się o niej myśleć, nasiąka bardzo szybko atmosferą lat wcześniejszych, niczym papierek lakmusowy zanurzony w roztworze. Roztworze o odczynie kwasowym, więc barwa siłą rzeczy czerwona - nic nie zrobię.

     Podsumowania roczne zapewne można robić rozmaite. Ja zrobię swoje, krótkie, dziwne i specyficzne, przytaczając kilka wpisów z dziennika Anny Politkowskiej. Wpisy pochodzą sprzed dziesięciu lat, niewiele jednak straciły na swej aktualności, stąd niestety można zakwalifikować je jako ponadczasowe. Niedługo po uczynieniu ostatniego już nie żyła. Została zamordowana siódmego października 2006 roku w centrum Moskwy, gdy wracała z zakupów do wynajmowanego mieszkania. Kule dosięgły ją w windzie. Obok ciała znaleziono pistolet i cztery łuski. Jeden strzał morderca oddał z bliska w głowę.

     Putin palnął kiedyś, że administracja powinna być blisko społeczeństwa, na odległość „wyciągniętej ręki". Politkowska skomentowała to wówczas słowami: Nie daj Boże takiej ręki! Zadusi. Otruje. I jeszcze ciała nie odda.

     Ciekawe co napisałaby o Smoleńsku? Dedykuję poniższy wpis Gérardowi Depardieu, Brigitte Bardot i innym miłośnikom „wielkiej rosyjskiej demokracji” – także tym tubylczym. Jej dziennik to wnikliwa dokumentacja prawdziwego oblicza rosyjskiej oligarchii i opis ustroju jaki nomenklatura KGB stworzyła w Rosji po upadku komunizmu.

7 grudnia 2003

     Dziś wybory do Dumy. Rano w telewizji pokazali narodowi głosującego Putina. Prezydent, zwykle taki chmurny, tym razem promieniał. Z szerokim uśmiechem oświadczył obecnym, że w nocy oszczeniła się jego ukochana labradorka Koni. „Władimir Władimirowicz tak to przeżywał, tak przeżywał... - szczebiotała zza jego pleców nasza pierwsza dama. - Teraz śpieszymy się do domu". Po czym jeszcze dodała, że to szczęśliwe wydarzenie dobrze wróży Jednej Rosji.

     Tego samego ranka w Jessientukach, miasteczku uzdrowiskowym na północnym Kaukazie, grzebano ofiary zamachu terrorystycznego na pociąg, którym studenci z całego regionu dojeżdżają rano na uczelnie. Po głosowaniu Putin podszedł do dziennikarzy. Wszyscy oczekiwali, że złoży kondolencje rodzinom ofiar i wyrazi żal, iż władzom nie udało się zapobiec kolejnej tragedii. Ale nic z tego. Koni miała szczeniaki i w dzień pogrzebu ofiar zamachu prezydent mówił tylko o swoich labradorach.

20 grudnia 2003

     Dzisiaj Dzień Czekisty. GPU-Czeka-MGB-KGB-FSB święci swoje osiemdziesiąte szóste urodziny. Wszystkie dzienniki telewizyjne zaczynają się tą informacją. Zgroza! W dodatku reportaże utrzymane są w optymistycznym tonie, jakby te zbrodnicze służby nie zniszczyły milionów istnień. Ale czy może być inaczej w kraju, gdzie prezydent otwarcie i publicznie przyznaje, że na swoim stanowisku na Kremlu pozostaje "w aktywnej rezerwie Biura"?

31 grudnia 2003

     Smutny bilans odchodzącego roku. Wybory parlamentarne zakończyły się wielkim zwycięstwem absolutyzmu Putina. Czy Rosja wciąż musi mieć imperialistyczne ciągoty? Imperium oznacza represje i, koniec końców, stagnację. I ku temu zmierzamy. Lecz kto się u nas sprzeciwi? Ludzie nie chcą już być przedmiotem polityczno- ekonomicznych eksperymentów, chcą tylko żyć lepiej, ale nie mają ochoty o to walczyć. Wszystkiego oczekują od góry, a kiedy góra stosuje wobec nich represje, pokornie je znoszą. Po Internecie krąży żart: „Nad Rosją zapada wieczór. Karły rzucają ogromne cienie".

politkowskamagda

10 stycznia 2004

     W czeczeńskim osiedlu Awtury grupa niezidentyfikowanych wojskowych porwała znanego czeczeńskiego obrońcę praw człowieka, Asłana Dawletukajewa. Porywacze podjechali pod jego dom trzema transporterami opancerzonymi i dwoma łazikami. [Szesnastego stycznia w okolicy miasta Gudermes odnaleziono zwłoki Asłana noszące ślady tortur i gwałtownej śmierci (strzał w tył głowy). Śledztwo niczego nie wyjaśniło, pomimo nacisku różnych organizacji międzynarodowych.]

     Coś nie widać w telewizji Putina. Pewnie jeździ na nartach.

13 stycznia 2004

     Kraj jest coraz bardziej apatyczny. Nikt nie wierzy, że wybory mogą coś zmienić. Zresztą, jeszcze tylko w telewizji się o nich mówi. Prywatnie nikt nie porusza tego tematu ani w rodzinie, ani w towarzystwie, a przecież zostały jeszcze tylko dwa miesiące. Z góry wiadomo, jak to się skończy.

     Rodziny ofiar zamachów terrorystycznych z ostatnich lat (eksplozji w budynkach mieszkalnych w 1999 roku, ataku na Teatr na Dubrowce) wystosowały list otwarty do ubiegających się o fotel prezydencki:

     Chcielibyśmy usłyszeć, co każdy z kandydatów ma zamiar zrobić w naszej sprawie, kiedy zostanie prezydentem. Czy zamierzacie zlecić naprawdę niezależne śledztwo, czy też wciąż będzie trwać zmowa milczenia wokół śmierci naszych bliskich? Na próżno próbowaliśmy otrzymać od władzy jasną odpowiedź. Aktualny prezydent Federacji Rosyjskiej powinien nam odpowiedzieć nie tylko z racji pełnionej funkcji, ale także i z obowiązku moralnego, ponieważ śmierć naszych bliskich ma ścisły związek z jego karierą polityczną. Wybuchy w budynkach mieszkalnych spowodowały, że ludzie poparli twardą linię w wyborach prezydenckich w 2000 roku. Prezydent również wydał rozkaz użycia gazu w Teatrze na Dubrowce.

     Sygnatariusze listu dołączyli do niego dziesięć pytań – pięć dotyczących eksplozji i pięć na temat Dubrowki. Były to te same pytania, na które nigdy nie udało im się otrzymać odpowiedzi od władzy, organów sprawiedliwości ani od samego Putina. „Dlaczego władza przeszkodziła w wyjaśnieniu wydarzeń w Riazaniu, gdzie funkcjonariusze FSB próbowali wysadzić w powietrze budynek mieszkalny? (We wrześniu 1999 roku doszło do krwawych zamachów bombowych w budynkach mieszkalnych w różnych miastach Rosji, szczególnie w Moskwie i Wołgodońsku. Władze natychmiast oskarżyły separatystów czeczeńskich. Lecz nieco później, jeszcze w tym samym miesiącu, mieszkańcy jednego z domów w Riazaniu zauważyli nieznajomych, którzy zostawili w piwnicy podejrzane paczki. Milicja stwierdziła, że zwierają one środki wybuchowe, wystarczające do wysadzenia w powietrze całego budynku. Detonator był nastawiony na piątą trzydzieści następnego dnia. Lokalna FSB natychmiast wszczęła śledztwo. Kiedy jednak była już na tropie podejrzanych, z komendy głównej w Moskwie nadszedł rozkaz, by przerwać dochodzenie. FSB tłumaczyła, że chodziło o „tajne ćwiczenia").

     „Dlaczego aresztowano adwokata Michaiła Triepaszkina, który ustalił tożsamość agenta FSB wynajmującego lokal w domu przy ulicy Gurjanowa?", „Dlaczego zdecydowano przeprowadzić w teatrze szturm z użyciem gazu, kiedy pojawiła się realna możliwość oswobodzenia zakładników? Dlaczego wszystkich terrorystów, także tych, którzy zostali już unieszkodliwieni, zabito, zamiast ich zatrzymać i osądzić?"

5 lutego 2004

     Mijają cztery lata od krwawej rzezi w czeczeńskiej wiosce Nowe Ałdy, dokonanej przez armię i wojska wewnętrzne. W ciągu kilku godzin w barbarzyński sposób uśmiercono pięćdziesięciu pięciu ludzi - głównie starszych. To najstraszniejsza karta drugiej wojny czeczeńskiej, ale przeszła zupełnie bez echa. W Czeczenii nazywają ją „kaźnią imienia pierwszych wyborów Putina" bo wypadła w tym okresie i dlatego nie podano jej do publicznej wiadomości – szum się nie podniósł, sprawę wyciszono. Kampania Putina opierała się na „zwycięskich potyczkach" a Nowe Ałdy do tego nie pasowały. Rozpoczęte śledztwo szybko utknęło w miejscu. Oprawcy do tej pory są na wolności. Przypadkowo uratowani świadkowie i rodziny zabitych milczą zdławieni strachem. Społeczeństwo też milczy pod naporem nowych krwawych zbrodni. Milczy kraj i świat...

14 marca 2004

     No i po wyborach. Zgodnie z przykazaniami administracji prezydenta frekwencja była wysoka. Przewodniczący Dumy Gryzłow, wychodząc z lokalu wyborczego, oznajmił dziennikarzom: „Uprzedzając wasze pytania, powiem, że oddałem głos na człowieka, który w ciągu ostatnich czterech lat zapewnił naszemu krajowi stały rozwój gospodarczy i politykę jasną jak dzisiejszy dzień".

     Wieczorem Aleksander Wieszniakow, przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej, oświadczył, że odnotowano jeden przypadek łamania prawa wyborczego: „W Niżnim Tagile sprzedawano wódkę z autobusu w pobliżu lokalu wyborczego". Co z tego, że w Woroneżu służba zdrowia wydała nakaz nieprzyjmowania chorych do szpitali czternastego marca, jeśli nie pokażą zaświadczenia, że głosowali? To samo w Rostowie nad Donem. Na oddziale dziecięcym zażądano, żeby rodzice pojechali głosować, w przeciwnym razie nie zostaną dopuszczeni do dzieci.

     Republiki prześcigały się we frekwencji. Rezultat: Baszkiria - 92 procent, Dagestan - 94, Kabardo-Bałkaria - 96, Inguszetia - 98. To czwarte wybory od upadku komunizmu (1991: Jelcyn, 1996: Jelcyn, 2000: Putin, 2004: Putin). I zawsze powtarza się to samo - najpierw nadzieja, a potem obojętność wobec kandydata numer jeden.

28 kwietnia 2004

     O jedenastej dwadzieścia w Moskwie na ulicy Starej Basmannej płatny morderca strzelił z bliska do Gieorgija Tala, który w latach 1997-2001 kierował służbami federalnych odpowiedzialnymi za uzdrowienie finansów i postępowania upadłościowe. Ranny zmarł w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Zabójstwo Tala to likwidacja ludzi biorących udział w podziale dużych przedsiębiorstw państwowych, które zbankrutowały. W okresie, kiedy Tal stał na czele tak zwanej Służby Bankructw, dokonał się przede wszystkim podział przemysłu naftowego i aluminiowego. Za rządów Putina wszczęto śledztwa w sprawie licznych „przestępczych bankructw" - do tej grupy zaliczono także Jukos. Ale nie łudźmy się - Putin sądzi tylko po to, żeby podzielić między swoich. Za czasów Jelcyna ten system był całkowicie legalny – skorzystali z niego wszyscy oligarchowie, którzy wówczas zdobyli swoje fortuny.

     Nikt nie wątpi, że Tal zginął, bo „wiedział za dużo" o tych, którzy dziś są wpływowymi ludźmi. Tego rodzaju likwidacje są w Rosji częste. Tal był głównym specjalistą od zarządzania majątkiem przedsiębiorstw w ramach „systemu bankructw". Od 2002 roku kierował „międzyregionalną organizacją syndyków" która działała przy Rosyjskim Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców, decydując, kogo obwołać bankrutem i gdzie wprowadzić syndyka, a zatem - zajmując się przede wszystkim obsługą interesów naszych oligarchów: Olega Dieripaski, Władimira Potanina, Aleksieja Mordaszowa, Michaiła Fridmana i innych. Ale wątpliwe, aby likwidacja Tala była w interesie tych ludzi. Obecnie „system bankructw" nieco się zmienił i ucichło szaleństwo połowy lat dziewięćdziesiątych. Morderstwo Tala nie wywołało żadnego zdziwienia - ani w jego organizacji, ani w RSPP, ani w środowisku ludzi biznesu, ani w rządzie, ani w społeczeństwie. Jakby było logiczne i nieuniknione.

Koniec kwietnia 2004

     W tych dniach nieustannie czuliśmy smak kłamstwa na ustach. A był to słodki smak i wielu z nas chciało żyć iluzją. Czuliśmy też gorzki przedsmak kolejnego okresu zniewolenia, zaczynającego się siódmego maja, w dzień inauguracji drugiej prezydentury Putina. Nadzieja jednak w tym, że słodycz nie zrównoważyła smaku goryczy. Nie trzeba mówić, że nastroje przedinauguracyjne są takie sobie. Opozycja pochowała się po kątach i nie wychodzi z nich od czasu grudniowego pogromu. A ludziom jest wszystko jedno - jaka będzie ta inauguracja i czy w ogóle będzie.

     Zwykle okres poprzedzający ważne wydarzenie to odpowiedni moment, żeby się zastanowić nad przyszłością. Można by się spodziewać, że główni gracze polityczni przedstawią społeczeństwu swoje plany na następną kadencję prezydencką. Może powstaną nowe partie polityczne? Ale nic się nie dzieje. Opozycja milczy. To znak, że się poddała i nie ma czego po niej oczekiwać. A przecież brak inicjatywy w tej chwili świadczy o niezdolności do walki w wyborach do Dumy w 2007 roku i prezydenckich w 2008. Koło zamachowe rozkręca się u nas bardzo powoli. Albo bardzo szybko - to wariant rewolucyjny.

     Ale ten jest mało prawdopodobny. Zacytuję wyniki ostatniej ankiety instytutu sondażowego WCIOM, przeprowadzonej nazajutrz po debatach parlamentarnych nad prawem zabraniającym manifestacji w pobliżu budynków publicznych. Ankietowanym zadano pytanie: „Jeśli w waszym regionie ludzie zorganizują manifestację w obronie swoich praw, czy weźmiecie w niej udział?" Tylko 25 procent osób odpowiedziało „tak", a 66 procent „nie". Rozkład aktywnych sił w społeczeństwie wyklucza rewolucję.

1 czerwca 2004

     Kanał NTV zwolnił znakomitego dziennikarza telewizyjnego Leonida Parfienowa, który w swoim programie Wczoraj pokazał wywiad z wdową po czeczeńskim przywódcy Selimchanie Jandarbijewie, zgładzonym w Katarze przez nasze służby specjalne. Wdowa nie powiedziała niczego szokującego, rozpaczała, i to wszystko. Ale temat nie był uzgodniony z dyrekcją, a wróg to wróg, nawet martwy. Parfienow nie należał do wojujących dziennikarzy. Zawsze gotów do kompromisu, starał się dogodzić władzy. Jego zwolnienie jest aktem cenzury tym bardziej nieoczekiwanym, że Parfienow często okazywał lojalność i polityczną prawomyślność.

1 sierpnia 2004

     W jaki sposób Kreml pozbywa się niewygodnych kandydatów? Malik Sajdułłajew, główny rywal Ału Ałchanowa w wyborach na urząd prezydenta Czeczenii, nie może kandydować, ponieważ w jego paszporcie w rubryce „miejsce urodzenia" widnieje „wieś Ałchan-Jurt, Czeczenia" zamiast „wieś Ałchan-Jurt, Czeczeńsko-Inguska Autonomiczna Republika Związku Radzieckiego". Tak to się wtedy nazywało. Ale przecież Sajdułłajew sam sobie tego nie wpisał. Zrobił to odpowiedni urząd w Moskwie, który wymieniał jego stary sowiecki paszport na nowy. To jednak wystarczyło, żeby go wyeliminować jeszcze na starcie do wyborów. - Oczywiście, spodziewałem się, że będą się starali mnie utrącić - mówił Malik Sajdułłajew w wywiadzie udzielonym „Nowej Gazecie". - Ale nie sądziłem, że zrobią to w tak prymitywny sposób.(...)

29 sierpnia 2004

     Czeczenia wybrała swojego następnego prezydenta. Oczywiście „przytłaczającą większością głosów". Został nim wyznaczony przez Kreml Ału Ałchanow. Ale tak naprawdę w Czeczenii rządzi szaleniec, Ramzan Kadyrow, dwudziestosiedmioletni syn zabitego Achmata Kadyrowa, który także kiedyś wygrał „przytłaczającą większością głosów". Kim jest Ramzan? Przez ostatnie półtora roku pełnił funkcję szefa ochrony swojego ojca. Po jego tragicznej śmierci w zamachu nie tylko nie został zdymisjonowany z powodu niekompetencji, lecz jeszcze natychmiast awansował, i to w wyniku decyzji samego Putina, który mianował go pierwszym zastępcą premiera Czeczenii, odpowiedzialnym za siłowiki (milicja, oddziały specnazu, OMON). Ramzan nie ma Ŝadnego wykształcenia. Za to jest kapitanem milicji - nie wiadomo, jakim cudem, bo do tego trzeba u nas skończyć wyższe studia. Pod swoimi rozkazami ma pułkowników i generałów, którzy słuchają go bez szemrania. Dlaczego? Bo wszyscy wiedzą, że Ramzan to protegowany Putina. (...)

4 września2004

     Raf Szakirow został zwolniony ze stanowiska głównego redaktora „Izwiestii". To człowiek oddany systemowi - żaden z niego rewolucjonista, dysydent czy obrońca praw człowieka. Wyrzucili go za jednorazowy brak wyczucia państwowej ideologii - tej, która obchodzi się bez słów. „Izwiestija" opublikowały rzetelny fotoreportaż ze szturmu na szkołę w Biesłanie - władza uznała go za szokujący. „Izwiestija" należą do oligarchy Władimira Potanina. A nad Potaninem zaczęły się gromadzić czarne chmury, podobne do tych, które zawiodły Chodorkowskiego do kryminału. Więc poświęcił Szakirowa, próbując odzyskać zaufanie Kremla i Putina.

10 września 2004

     W kraju wyłoniła się nie tyle „rosyjska klasa średnia" ile klasa rodziców, którzy stracili dzieci w zamachach. To już prawie partia, bo jako jedyna mówi: „Naszym głównym zadaniem, sprawą honoru, jest wyjaśnienie okoliczności tragedii, do której doszło w szkole". Pierwsi zjawili się w Biesłanie rodzice ofiar „Nord-Ost" Jeden z nich, Dmitrij Miłowidow z Moskwy - w październiku 2002 roku stracił w teatrze czternastoletnią córkę Ninoczkę - przywiózł do Biesłanu garść ziemi z jej grobu, a stąd wziął trochę popiołu ze szkoły. Pokazuje mi te śmiertelne szczątki, przechowywane w prozaicznym pojemniku po sałatce, i płacze. - Pozbierałem to, co do tej pory wala się na podłodze w szkole - wszystko przemieszane: łuski, kule z przesuniętym środkiem ciężkości - chociaż są zabronione - porządnie zatemperowany ołówek, opalone kartki podręcznika, a wszystko powleczone warstwą szarego popiołu. Ciężko pomyśleć, z czego jest ten popiół. (...)

28 września 2004

     Putin, nie chcąc męczyć społeczeństwa zbędną polityczną gadaniną, wniósł do Dumy projekt poprawki ordynacji wyborczej dotyczącej wyborów lokalnych. Naród uwierzył, że jeszcze nie dojrzał do tego, aby wybierać właściwych gubernatorów. To znaczy, że nie dojrzał i do wyboru Putina?

26 listopada 2004

     Już od roku Chodorkowski siedzi w kryminale. Kreml milczy. Niedrożność aorty na odcinku władza-społeczeństwo. Jak za sowieckich czasów. Wiążącym ogniwem pomiędzy władzą i narodem było wówczas KGB, które przedstawiało rządzącym fałszywą informację o stanie społeczeństwa, co w rezultacie przyczyniło się do krachu Związku Radzieckiego. Dzisiaj FSB również przekazuje władzom zniekształcony obraz rzeczywistości, a Putin do innych źródeł podchodzi nieufnie. Całkowita niedrożność aorty w naszej epoce jest nieunikniona. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli znowu czekać siedemdziesiąt lat.

1 lutego 2005

     Według badań przeprowadzonych w styczniu przez instytut sondażowy Jurija Lewady na zamówienie Fundacji „Werdykt Obywatelski" - 70 procent ankietowanych nie ufa organom ochrony prawa i boi się ich, 72 procent obawia się, że może paść ich ofiarą, a tylko 2 procent uważa, że w dzisiejszej Rosji nie można im zarzucić samowoli.

24 lutego 2005

     Bush i Putin spotykają się w Bratysławie. Wszyscy czekają, co powie Bush. Wiadomo, że w przeddzień brukselskich spotkań z kierownictwem NATO i Unii Europejskiej, ulegając jawnemu naciskowi krajów bałtyckich i wschodnioeuropejskich, obiecał, że w rozmowie z Putinem poruszy problem odchodzenia od demokracji. Oczywiście mieliśmy nadzieję, że będzie to jakiś wyłom. Ale Bush nie rzucił Putinowi żadnego wyzwania - nafta i oparta na niej przyjaźń zwyciężyły. Kolejny raz przekonaliśmy się, że nie możemy liczyć na pomoc Zachodu. Odzyskanie utraconych swobód obywatelskich jest naszą wewnętrzną sprawą, zależną od woli narodu, i nie może być rezultatem jakiejkolwiek presji z zewnątrz. Jedna Rosja jest tego świadoma - w przeciwieństwie do naszego ruchu demokratycznego, który swoje zebrania zawsze kończy formułą: „Zawiadomimy o tym Unię Europejską". A Europa ma dość opowieści o tym „strasznym Putinie" i chce żyć w iluzji, że jest „dobry".

25 kwietnia 2005

     Putin wygłosił coroczną mowę w Dumie. Treść wystąpienia była równie sensacyjna jak zabawna. Usłyszeliśmy ni mniej, ni więcej, tylko manifest liberalizmu. Jakby miał na swoim koncie jakieś realne kroki w tym kierunku. (...) Lejtmotyw przemówienia: „Wolny kraj wolnych ludzi". Jak ludzie mają czuć się wolni w kraju, w którym brak niezawisłych sądów i wolnego prawa wyborczego? Gdzie prokuratura jest na usługach polityki. Gdzie społeczeństwo obywatelskie jest tłamszone w zarodku.

16 maja 2005

     Wybryki OMON pod sądem grodzkim w Moskwie, gdzie dobiega końca proces Chodorkowskiego i Lebiediewa, są najlepszym wskaźnikiem stosunku władzy do demokracji. Oddziały rozgoniły pikietujących przed sądem sympatyków Chodorkowskiego, a zostawiły w spokoju manifestujących przeciw Jukosowi, bo byli i tacy. W sumie zatrzymano dwadzieścia osiem osób. Milicjanci wyciągali ludzi z tłumu i wrzucali ich do autobusu nawet po zakończeniu pikiety, jakby chcieli zrealizować plan. Manifestanci spędzili siedem godzin w komisariacie. Pomiędzy nimi był i Kasparow. Wprawia się.

9 sierpnia 2005

     Trwa seria tajemniczych zgonów ludzi z kręgów bliskich władzy. W Soczi z okna na czternastym piętrze hotelu „Białe Noce" wypadł Piotr Siemienienko, od osiemnastu lat naczelny dyrektor największej w kraju korporacji Kirowski Zawód, do której należy piętnaście przedsiębiorstw produkujących najrozmaitsze urządzenia - od sanitariatów po turbiny atomowych okrętów podwodnych. Siemienienko „wypadł" z okna w dziwnych okolicznościach. To była jego ostatnia noc w Soczi. Kończył mu się urlop i nazajutrz miał wracać do Sankt Petersburga. I choć hotel „Białe Noce" należy do Kirowskiego Zawodu, nad bezpieczeństwem naczelnego dyrektora czuwali, jak zwykle, jego ochroniarze. Około pierwszej w nocy usłyszeli hałas, jakby ktoś pod oknami tłukł butelki. Pobiegli wszyscy (?) zobaczyć, co się dzieje. Raz, że nie powinni zostawiać szefa samego. Dwa - co ich obchodzi, że ktoś tłucze butelki? I wtedy to się stało. Siemienienko, wybitny przemysłowiec, a do tego rodem z Petersburga, sprzeciwiał się redystrybucji majątku przemysłowego według systemu państwowego kapitalizmu wprowadzonego przez ekipę Putina. I to zapewne było główną przyczyną jego nagłej śmierci. Nikt nie wątpi, że ktoś mu pomógł wypaść z czternastego piętra. (...)

18 sierpnia 2005

     Pytanie jest wciąż otwarte: z której strony reżim otrzyma śmiertelny cios? Wątpliwe, aby to się stało za sprawą opozycji. Jest zbyt słaba i brak jej żarliwości. Jeszcze mniej prawdopodobny jest żywiołowy protest społeczeństwa. Jeden z możliwych scenariuszy: jeśli Putin w pełni wprowadzi system neosowiecki, może nastąpić kryzys gospodarczy. Jak wiadomo, Putin dąży do zbudowania kapitalizmu państwowego, opartego na zaufanych oligarchach, którzy wywodzą się z kręgu kremlowskich biurokratów i dążą do kontroli przepływu pieniędzy w kraju. Dlatego chcą, aby państwo - w wyniku deprywatyzacji lub nacjonalizacji - z powrotem stało się właścicielem najlepszych kompanii, i w tym celu tworzą wielkie holdingi finansowo- przemysłowe. Ten proces postępuje. Państwowe grupy finansowe (Wnieszekonombank, Wniesztorgbank, MieŜprombank - tak zwany rosyjski wielki kapitał, w przeciwieństwie na przykład do Alfa-Group) połykają łapczywie wielkie przedsiębiorstwa, które właśnie stanęły mocno na nogach.

     Oczywiście dokonują tego z pomocą administracji. Połykać połykają, ale strawić nie mogą. Brak im menedżerów. Banki nie są w stanie efektywnie kierować tym, co dostały w zarząd. Produkcja przemysłowa zaczyna spadać. W rezultacie wzrost ekonomiczny w ostatnim półroczu zwolnił do 5,3 procent, wywóz kapitału wyniósł ponad dziewięćset milionów rubli, procent wzrostu dochodów ludności dwukrotnie się obniżył.

     (...) Problem w tym, że na krach takiego systemu trzeba czekać dziesięciolecia. Ale nikt nie ma wątpliwości, że musi on nastąpić. Wprowadzanie w czyn głównej idei Putina, aby ani jednej piędzi ziemi ojczystej nie oddać obcym lub innowiercom, stopniowo pogrąży kraj w stagnacji. żeby utrzymać system w rękach władzy, zacznie się przekazywanie prezydentury kolejnym marionetkowym następcom - metodą fałszowanych wyborów, jak za sowieckich czasów. Taki scenariusz upadku reżimu wymaga czasu. Krach jest nieunikniony, tylko my już go nie doczekamy. A szkoda!

31 sierpnia 2005

     A to znaczy, że Majdanu u nas nie będzie. Nie dla nas piękne rewolucyjne zrywy z pomarańczami, tulipanami czy różami. Nasza rewolucja, jeśli do niej dojdzie, będzie czerwona. Bo raz, że znowu poprowadzą ją komuniści, a dwa, że będzie krwawa.

Posłowie

     Czy się boję? Ludzie często mi mówią, że jestem pesymistką, bo nie wierzę w siły drzemiące w narodzie, i że tak mnie zaślepiła niechęć do Putina, iż nic więcej nie widzę. Ale ja widzę wszystko. I dobre, i złe. I w tym problem. Widzę, jak ludzie dążą do lepszego życia, ale nie dają rady, więc żeby zyskać we własnych oczach, okłamują się i udają, że nie widzą, co się w kraju dzieje. W moim systemie współrzędnych to pozycja grzyba płaszczącego się pod liściem. Ale i tak go znajdą, wrzucą do koszyka i zjedzą.

     I dlatego nie wolno być grzybem, jeśli się jest człowiekiem. Nie mogę się pogodzić z prognozami demograficznymi do roku 2016. To są oficjalne dane państwowego urzędu statystycznego! Być może nie będzie mnie już na tym świecie, podobnie jak i wielu ludzi z mojego pokolenia, ale będą żyć nasze dzieci i wnuki. Czy zupełnie nas nie obchodzi, jak i gdzie będą żyć? I czy w ogóle będą żyć? Mam wrażenie, że znacznej części społeczeństwa jest wszystko jedno. Jeśli nie zmienią się polityka i gospodarka - a gospodarka zawsze wynika z polityki - to w ciągu najbliższych jedenastu lat liczba ludności Rosji zmniejszy się o 5,3 miliona osób. To jest „optymistyczna" prognoza, która przewiduje, że w 2016 roku kraj będzie liczył 134,8 miliona mieszkańców.

     Opracowano także prognozę pesymistyczną. Nie podano jej do publicznej wiadomości, ale przy odrobinie uporu można ją znaleźć. Mnie ona bardziej interesuje, bo zmusza do intensywnej refleksji, jak zmienić teraz sytuację w kraju, żeby prognoza się nie spełniła; zamiast siedzieć jak grzyb pod liściem, przeczekując złą pogodę. Licząc pesymistycznie, zostanie nas 128,7 miliona. Wymrą miliony biednych, których nie stać na opiekę lekarską. Wielu młodych zginie podczas służby wojskowej - w naszej armii śmierć zbiera obfite żniwo. Na wojnie i bez wojny likwiduje się „nie naszych" albo każe się im gnić w wiezieniu.

     Tak będzie, jeśli nic się nie zmieni. Jeśli w sposób radykalny nie pokonamy biedy. Jeśli utrzymamy dotychczasowy fatalny poziom ochrony zdrowia i będziemy lekceważyć ekologię. Jeśli zabraknie ogólnokrajowej idei walki z alkoholizmem i narkomanią. Jeśli nie skończy się wojna na północnym Kaukazie. Jeśli nie zmieni się upokarzający system socjalny, który skazuje ludzi na wegetację i nie pozwala im godziwie żyć - dobrze się odżywiać, odpoczywać, uprawiać sport... Na razie nie zanosi się na zmianę. Władza jest głucha na dzwonki alarmowe. Żyje sama dla siebie. Na twarzy ma wypisaną chciwość i rozdrażnienie, że ktoś jej przeszkadza w gromadzeniu bogactw. I żeby nikt nie przeszkadzał, trzeba ludzi utrzymać w ryzach. Codziennie wciskać im kit, że społeczeństwo obywatelskie i opozycja biorą pieniądze od CIA czy od brytyjskiego, hiszpańskiego i wie Bóg jakiego jeszcze wywiadu, no i, ma się rozumieć, od światowej siatki al-Kaidy. Sprawowanie władzy oznacza dziś jedynie sposób na zdobycie dużej kasy. I nic więcej. Reszta się nie liczy. Jeśli kogoś cieszy prognoza „optymistyczna" - jego sprawa. Ale niech wie, że podpisuje wyrok śmierci na własne wnuki.

"Udręczona Rosja. Dziennik buntu"
Autor: Anna Politkowska
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc,2007
ISBN: 978-83-7392-246-4
Liczba stron: 356

 

 
 /Magdalena Warych/

Materiał ukazał się na portalu www.pomniksmolensk.pl

{relatednews}

Kontakt

 

  • Związek Strzelecki Rzeczypospolitej,
    94-056 Łódź
    ul. Kostki Napierskiego 6 m. 1
  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
  • wkrótce